W Wigilię… nasza Wigilia postanowiła opowiedzieć swoją historię ratownika z adopcji.
Nie pamiętam gdzie się urodziłam, pierwsze wspomnienie jakie mam, to jak jadę samochodem z ludźmi, którzy mówili, że jestem ich psem. Nagle drzwi się otwierają, biorą mnie na ręce i przerzucają przez ogrodzenie i jadą…. ja zostaje…. chyba nie byłam dobrym psem, dużo warczałam i gryzłam, pewnie dlatego, bo przecież na święta mogłam jechać z nimi, prawda? Czy może byłam nieudanym prezentem, nie wiem…
Przez kolejne dni dużo się dzieje, ciągle pojawiają się nowi ludzie. Fajne ciocie z SOZ Straż Zwierząt Powiatu Grodziskiego, mówią, że teraz nazywam się „Wigilia”, bo dzień, w którym zostałam porzucona, to dzień 24 grudnia 2016 r. czyli Wigilia Bożego Narodzenia.
Wigilia to fajne imię, podoba mi się.
Mam też dom, mówią, że tymczasowy, to hotel Alferia – hotel dla psów, szkolenie, porady behawioralne, który prowadzą ciocie Katarzyna Kutyła i Klaudia Kutyła. Ciocie są super, ale na początku nie możemy się dogadać, nie wiem co robić, jak są obok inne psy, nie umiem z nimi rozmawiać, a jak widzę jedzenie to muszę go bronić, bo przecież mi zabiorą, nie?
Czas szybko leci, ale ciocie są cierpliwe i dzięki temu idzie nam coraz lepiej. Już wiem co mówią inne psy i jak należy kulturalnie spożywać posiłki 😉 Ciocia Klaudia uczy mnie też, innych fajnych rzeczy, za które daje mi smaczki, jest super !:)
Tylko jest jedno ale… ciocie ciągle mówią, że jestem do adopcji, nie bardzo im wierzę, bo co prawda czasami przychodzą jacyś ludzie i o mnie pytają, ale Ci ludzie to się w ogóle na psach nie znają, więc jak ja mam do nich iść.
W wakacje 2017 r. jedziemy do takiej fajniej cioci Paulina Kuźmińska, co też ma hotel, który nazywa Merdu-Merdu, mam wtedy kobiece dni więc zostawiają mnie pod płotem… SKANDAL w biały dzień 😉. Jak tak sobie siedzę pod tym płotem, to nagle podchodzą do mnie dwa człowieki i mówią, że jestem fajna i głaskają mnie, wiedzą jak to robić znają się na psach, to widać. Mają psa podobnego do mnie, jest chory szkoda mi go, ale widać, że są razem szczęśliwi.
Mijają kolejne miesiące… i mamy 1 listopada, od rana poruszenie, bo przyjadą ludzie mnie oglądać. Nie bardzo się tym przejmuje, bo już kilka osób oglądało i nic. Jeszcze nie wiem, że tym razem będzie inaczej….
Jakoś popołudniu, patrzę, a tu wchodzą ludzie, których widziałam pod tym płotem, ucieszyłam się bardzo, głaszczą mnie tak jak lubię, dają smaczki, ale fajnie. Idziemy na spacer strasznie się cieszę. Po wyjściu z domu okazuje się, że nie będziemy sami, nagle z samochodu wychodzi biały pies… no mówię Wam całkowicie inny niż ja, od razu zaczynamy zabawę i to taką naprawdę super psią zabawę. Później bawimy się jeszcze w domu, jest naprawdę ekstra, nowy kolega ma na imię Regar i mówi, że może zostać moim bratem.
Dochodzi wieczór i wszyscy jadą, nie chce żeby jechali….
Po kilku dniach ciocie pakują samochód i mówią, że jadę z nimi, jadę to jadę, ale zabierają transporter, moją obroże, jakieś papiery, jest ciekawie. Jedziemy dość długo. Wysiadam z samochodu, patrzę, a tam Regar, od razu jest zabawa, biegamy po całym domu i ogrodzie. Nagle ciocie Klaudia i Kasia znikają, do tej pory nie wiem jak to zrobiły…. 😉 trochę się denerwuję, ale człowieki z domu mówią, że to teraz jest mój dom i będę z nimi już na zawsze.
Każdy kolejny dzień jest super, biegam, chodzę na spacery, dostaje smaczki i piłeczkę.
Po trzech dniach jedziemy znowu do cioci Pauliny, ale tym razem jest tam jeszcze ciocia Barbara Grel, z miasta, gdzie smok mieszka, ona mówi, że fajny ze mnie pies, że się nadaje do ratownictwa…. tylko co to jest to ratownictwo?
Za kolejny tydzień odwiedza nas wujek Edward Rosiak… ale on się super bawi piłką to ja Wam mówię…. Wujek mówi, że mam predyspozycję i będę szkolona, żeby szukać zaginionych osób. Już wiem, że to z grubsza chodzi o to, że trzeba wywąchać człowieka w lesie albo pod jakimś kamieniem, naszczekać na niego i dostaje się za to piłkę. To mi się bardzo podoba, bo ja lubię drzeć paszcze. Wtedy powstaje też, nas zespół mama Emilia z psem Wigilia, pasujemy do sobie, w końcu obie jesteśmy czarne 🙂
Mija wiele miesięcy, a my często szukamy ludzi, w lesie, w jakiś budynkach i pod różnymi kamieniami … strasznie często się gubią, nawet kilka razy jednego dnia, co mnie osobiście dziwi 😉
We wrześniu 2018 r. jedziemy daleko, w sumie to nic dziwnego, bo my często gdzieś jeździmy. Wysiadamy w lesie, mama w żółtym ubraniu, jak nic będziemy szukać ludzi.
Ale jest jakoś inaczej… nie idziemy szukać tylko stoimy przy stole, przy którym siedzi dużo ludzi w kamizelkach z napisem ,,Egzaminator”, kilku znam, jest wujek Michał Szalc i wujek Jerzy Herma. Później znowu jakieś cyrki, przywiązują mnie do drzewa, mama gdzieś idzie, jakaś ciocia mnie odwiązuje, dziwactwa straszne. W końcu idziemy szukać. Ale znowu jest inaczej, bo jestem ja, mama, a za nami dreptają trzy osoby, w tych kamizelkach. Chcą to niech idą, ich sprawa. Zaczynamy szukać, właściwie to szukać nie trzeba, bo tak wieje, że ja już wszystko wiem. Mama puszcza i szepcze mi do ucha “szukaj człowiek”, od razu wiem gdzie, biegnę, szczekam i co? I nic ten gamoń nie ma piłki! Mama chcąc mu pewnie pomóc, rzuca naszą piłkę, to ją biorę i niosę do niego a on nic, dziwny jakiś. Co gorsza drugi, o którym też wiedziałam od razu gdzie jest, też tak robi. Dziwne to jakieś, chce szukać dalej, bo może w końcu któryś się pobawi jak trzeba, ale Mama się uśmiecha i mówi, że koniec. No niech będzie…. Ludzie w kamizelkach podchodzą, dają mamie jakiś papier i mówią, że zdaliśmy egzamin terenowej specjalności ratowniczej klasy „0” 🙂
Trzymajcie za mnie kciuki i łapy abyśmy z mamą w Nowym Roku zdały egzamin klasy 1.
To pisałam ja Wigilia “0” ratownik z adopcji.
I jeszcze chciałam w tym szczególnym dniu życzyć wszystkim psiakom, tym z domem i bez… ciepłego domu oraz kochającej rodziny, bo Wigilia to nie jest czas, gdy jest prezentów moc. Wigilia to nie jest czas, gdy potraw sto na stole. Wigilia to przepiękny czas, Bożonarodzeniowy czas, gdy siedzimy wszyscy w kole i MAMY bliskich przy stole.